Czyli odpowiedź na pytanie, czy da się kilka razy w roku jeździć z rowerem w jedno miejsce.
Kotlina Kłodzka? Gdzie to właściwie jest?
W rejon Kłodzka jeździmy z moją lepszą połówką od kilku lat. Na początku zupełnie przypadkowo, jakoś tak wyszło, bo po drodze z Warszawy możemy zostawić dzieciaki u babci. Potem zabrałem też moją drugą lepszą połówkę, tą na dwóch kółkach. Wtedy już zupełnie przepadliśmy, zakochaliśmy się i wracamy kilka razy w roku. Ostatnio również na narty (ale nie o tym ten wpis).
Dla mnie jest to idealny kierunek na lekko przedłużony weekend w górach. I chociaż byłem w tej okolicy już pewnie z 10 razy z rowerem, to co opiszę jest oparte tylko na moich własnych doświadczeniach, a zdjęcia zrobione w trakcie objeżdżania tras, o których piszę.
Kłodzko i Kudowa-Zdrój to nie do końca Karpacz i Szklarska Poręba, chociaż z perspektywy ludzi z poza Dolnego Śląska tak to pewnie wygląda… Nie żebym miał Was za geograficznych analfabetów, ale dla jasności:

Dlaczego więc trójkąt, skoro tu mamy kółko? 🙂 Z perspektywy kolarza szosowego, interesują nas bowiem trzy podjazdy – Szczeliniec, Spalona, Puchaczówka. Podjazdów oczywiście jest tu więcej, ale te trzy to mekka kolarstwa szosowego w regionie.
Dlaczego warto zabrać szosę w Kotlinę Kłodzką?
Po pierwsze primo – baza noclegowa:

Nie wiem jak Wy, bo to kwestia gustu, ale ja nie lubię jeździć sam. A kiedy nie jadę sam i nie jadę z kumplami, którzy równie dobrze mogli by spać w śpiworze na przystanku, to fajnie jest móc mieć wybór. A ten region jak chyba rzadko który, pełen jest kontrastów i możliwości. Możecie wybrać super nowy hotel, ośrodek dla emerytów, domek na wzgórzu, odnowiony pałac, nowoczesny apartament albo willę, która pamięta czasy, gdy oficjalnym językiem był tu niemiecki. Wasz(a) towarzysz(ka) podróży będzie miał(a) co przeglądać na bookingu. Dużą zaletą jest to, że jeśli Wasze towarzystwo nie jeździ, będzie miało czym się zając przez te kilka godzin, kiedy wy będziecie na randce z rowerem. Nie wrzucam tu konkretnych namiarów, każdy znajdzie to co mu pasuje.
My zależnie od tego czy chcemy odpocząć od hałasu miasta i chodzenia po knajpach, czy przyjeżdżamy właśnie po to aby się wyrwać na kolację i drinki – wybieramy albo lokum w centralnie położonej Polanicy-Zdrój, albo coś poza nią ale nadal w okolicy. Jest to miejscowość typowo turystyczna, co ma swoje plusy i minusy oczywiście. Jeśli chodzi o zaplecze gastro, to jest 'takie sobie’. Powszechne są połączenia kuchni polsko-czesko-włoskiej dość przeciętnej jakości. Jest kilka dobrych miejsc jak to na zdjęciu obok, czy La Nonna w Polanicy. Ale to raczej wyjątki. Niech tripadvisor będzie Waszym kulinarnym przyjacielem. Jedyne co może przeszkadzać to koncerty disco polo w parku zdrojowym praktycznie co weekend latem 🙂
Po drugie secundo – góry, widoki, powietrze, ludzie (albo ich brak):
Tak wiem, to kilka rzeczy na raz. Ale wszystkie razem sumują się na coś, co można chyba nazwać klimatem. W wielu miejscach mijanych rowerem przez kilometry nie zobaczycie nikogo, jedynym śladem cywilizacji będzie asfalt i mijane raz po raz samochody (nie ma ich zbyt wiele). Powietrze (latem) jest czyste, a widoczność pozwala nacieszyć oko górami położonymi kilkadziesiąt kilometrów dalej. Ludzi, zwłaszcza tych na rowerach, jest mało. Główne skupiska to ośrodki takie jak Kudowa-Zdrój, Lądek-Zdrój czy właśnie Polanica, gdzie jest wiele hoteli czy pensjonatów współpracujących z NFZ, oferujących bicze wodne i masaże z kremem ze ślimaka (nie pytajcie, nie sprawdzałem co to daje). Na szosie w typowy dzień spotkacie pewnie kilka-kilkanaście osób.

Po trzecie tertio – trasy
O konkretnych trasach będzie więcej za chwilę. Ale ogólnie muszę przyznać, że trasy tutaj są takie w sam raz. Tras nie jest dużo. Ale za to podjazdy nie za strome, nie za długie, możliwości kombinacji tras w zależności od dostępnego czasu są dość duże. Idealnie na nieco przedłużony weekend, chociaż przyznaję, że po 4 dniach zaczniecie jeździć tymi samymi drogami. po 4 dniach przejedziecie przez granicę do Czech i postanowicie zostać tam na tydzień. Bo zaraz obok są Jesioniki i Góry Orlickie, które spokojnie nadają się na osobny wpis. No i zaraz po przejechaniu granicy, asfalt poprawia się o jakieś 300%. Rosną też podjazdy i nachylenia.
Gdzie jeździć?
Przede wszystkim, gdy będziecie planować trasy na wyjazd, koniecznie używajcie street view w google maps. Często nawet takie główne wojewódzkie drogi okazują się klejonymi dziura po dziurze koszmarami. W niektórych przypadkach nie da się ich niestety uniknąć, chyba na skutek niemożliwości dogadania się przez lokalne gminy. Wyjątkowo wkurzające jest to, że połowa drogi z miejscowości A do B będzie nowiutkim aslfatem, a druga połowa ma więcej dziur niż drogi (pozdrowienia dla gminy Lądek Zdrój, za ich część drogi ze Złotego Stoku).
Ruch samochodowy jest niewielki. W weekendy nasila się ruch turystyczny, ale nie do tego stopnia aby mi to przeszkadzało. Z drugiej strony, może jestem przyzwyczajony do natężenia ruchu na Mazowszu…
Ze względu na górzystą specyfikę terenu, nie wszędzie istnieją dobre połączenia asfaltowe, omijające główne drogi krajowe. Na przykład jadąc z Zieleńca do Polanicy nie da się nie jechać krajową 8ką. A to oznacza TIRy i szybko jadące auta. Z dwojga złego lepiej jechać tą drogą właśnie w tym kierunku, bo mamy wtedy zjazd i jedziemy szybko, co nieco skraca nasz pobyt na tej drodze. Można też dociągnąć kawałek do Kudowy i potem omijać 8kę bocznymi drogami. Niestety Waszemu tyłkowi ta opcja się nie spodoba przez słabą nawierzchnię.
3 z 5 podjazdów w jednej trasie

Szosowych podjazdów jest w okolicy oczywiście więcej, ale takich większych i dłuższych, które zdecydowanie da się odczuć w nogach jest kilka. Nie wyobrażam sobie, że będąc tam z rowerem nie zaliczycie ich wszystkich. Ale jeśli z jakichś przyczyn macie zrobić tylko jedną trasę, to polecam zdecydowanie właśnie tą. Jeśli zaczynacie w Polanicy, to zaraz za nią w stronę Bystrzycy Kłodzkiej, macie pierwszy mały segment i podjazd Kościuszki. Taka rozgrzewka przed właściwym podjazdem na Spaloną, który zaczyna się od 20km trasy. Spalona ma od końca 2019 roku nowy asfalt, idealnie gładkie 7,2km i około 420m podjazdu ze średnią 6% i jednym wypłaszczeniem gdzieś w połowie drogi. Pięknie wchodzi w nogi, a na górze czeka na nas schronisko PTTK Jagodna.

Po piwku/kawie/plackach jedziemy równiutkim asfaltem przez las w dół do Mostowic, w których możemy przejechać na stronę czeską. O tym jednak w osobnym wpisie, więc tym razem kierujemy się wzdłuż granicy powoli pod górę na Zieleniec. Właściwy segment podjazdowy zaczyna się od rozwidlenia na Duszniki i Zieleniec. Przejeżdżamy przez śpiący lub remontujący się poza sezonem narciarskim Zieleniec i lecimy w dół do krajowej 8ki. Po drodze kilka hopek momentami ponad 10%, ale ogólnie ostro w dół, aż do Dusznik. Tam odbijamy na Szczeliniec, szybka kawa na Orlenie i kolejne 6km wspinaczki ze średnio 4% nachyleniem. Przed szczytem Szczelińca zjeżdżamy jeszcze kawałek po trochę dziurawej drodze, za to zjazd z góry do Radkowa pięknym asfaltem przez las. Trzeba ostrożnie, bo w cieniu może być wilgotno, a ta droga nie ma barierek ochronnych. Przewrotka może oznaczać wypadnięcie w dół poza drogę i dobrze się to raczej nie skończy. Z Radkowa jeszcze zaliczamy podjazd pod kopalnię melafiru i zjazd klasycznie po dziurach. Dalej już dobrym asfaltem i kilkoma hopkami przez Wambierzyce, omijając autobusy z pielgrzymkami, wracamy do Polanicy.
Link do Strava tutaj

5/5 podjazdów zaliczone w dwa dni

Weekend w tej okolicy może być całkiem produktywny jak widzicie. Tym razem ruszamy boczną drogą w stronę Kłodzka, a potem kawałek drogą krajową na Złoty Stok. Ruch na tej drodze nie był zbyt duży, a sama trasa prowadzi raz lekko pod górkę, raz w dół, więc da się przejechać ten odcinek dość szybko. W Złotym Stoku kocimi łbami mijamy kościół i zaczynamy segment podjazdowy około 8km i 350m pod górę, średnio 4%. Równy asfalt, droga przez las, więc widoków zbytnio nie ma. Można się skupić na jeździe. Jeszcze większe skupienie potrzebne będzie na zjeździe do Lądka-Zdrój, gdyż ta droga ma więcej dziur niż asfaltu. Potem już za zjazdem wraca dobra nawierzchnia, w Lądku na rynku pijemy szybką kawę i startujemy na kolejny podjazd pod Śnieżnik. Na sam szczyt wjechać się nie da, ale za to do ośrodka narciarskiego w Czarnej Górze i potem na coś co nazywam przełęczą pod Śnieżnikiem (tak naprawdę to przełęcz Puchaczówka) z pięknymi patelniami. Ten odcinek to 7km i 383m pod górę, średnio 5% ale są odcinki, gdzie wchodzimy w nachylenia dwucyfrowe. Do Bystrzycy zostaje zjazd 10km ciągle w dół, a potem przez stare miasto wracamy na drogę do Polanicy.
Link do Strava tutaj

Inne kombinacje tras warte rozważenia
Droga przez Szczeliniec, Zieleniec i Bystrzycę – Strava tutaj
Spalona i Zieleniec – Strava tutaj
Wypad na północ i powrót przez Szczeliniec – Strava tutaj
Podsumowanie
Moim zdaniem, jest tu gdzie pojeździć. Jak widzicie, na niewielkich dystansach bez problemu da się złapać 1000m w pionie. Widoki nie są alpejskie, ale i tak jest pięknie. Jeśli sama szosa to dla Was za mało i lubicie zjechać do lasu lub po prostu na nieutwardzone drogi, Maciej spędził tam z gravelem ostatnie kilka tygodni i napisał o tym fantastyczny wpis.
Dla mnie to okolica, do której mam mega słabość. Zakochałem się w niej i na pewno będę wracał, robiąc te same trasy przynajmniej kilka razy w roku. Przede wszystkim z wpisu Macieja wiem, że muszę przejechać pomiędzy Mostowicami a Międzylesiem, bo jakoś jeszcze mnie tam nie było. Czy Wy też przepadniecie w niej jak statki w Trójkącie Bermudzkim? Jest chyba tylko jeden sposób by się o tym przekonać. 🙂
Koniecznie dajcie znać w komentarzu, czy znacie te rejony lub wybieracie się tam z rowerem!
O czymś nie napisałem? Coś pominąłem?
Klasycznie na koniec filmik, żeby lepiej wczuć się w klimat.