Tytuł tak naprawdę trochę dla zmyłki, bo w sumie to będzie znów to samo. Tak, tak, to ona – Kotlina Kłodzka. Jeśli jeszcze nie czytaliście, to koniecznie przeczytajcie. Ale nie samą Kotliną człowiek żyje, więc dziś będzie Kotlina w wersji rozszerzonej super delux.

Zacznijmy od podstaw

Nie mogę nie napisać o miejscu, w którym tym razem się zatrzymaliśmy. Klasycznie, wybraliśmy miejsce w okolicy Kłodzka i Polanicy-Zdrój. Ale nie był to Pałac Kamieniec, który swoją drogą też mogę z czystym sumieniem polecić. Wprawdzie zrobił się bardzo znany i przez to dużo bardziej komercyjny niż go pamiętaliśmy sprzed 4 lat, ale nadal jest piękny. Oznacza to też, że zablokowanie tam pokoju wymaga sporego wyprzedzenia. No i wszystko co dobre, adekwatnie kosztuje.

W Kamieńcu nie było miejsca, ale rzutem na taśmę zwolnił się pokój w położonym kilka kilometrów dalej Pałacu w Piszkowicach. Miejsce nadal w remoncie, ale widać ile serca wkładają w ten obiekt nowi właściciele. Tylko 5 pokoi, bardzo kameralnie, ale bez niepotrzebnego zadęcia i oh-ah. Po prostu cisza spokój – no i te widoki z okna…

Doskonałe miejsce, ale z tego co wiem, nie przyjmuje gości z dziećmi. Minusem jest brak kuchni na miejscu, więc trzeba sobie zorganizować na obiad/kolację. Cenowo – przyzwoicie. Ogromne pałacowe pokoje, wielkie łóżka i mile widziane zwierzaki.

Oczywiście pod względem kolarskim wcale nas to nie interesuje, przy czym jak wiadomo spokojnie wypoczywająca w pałacowym ogrodzie partnerka/kochanka/żona (niewłaściwe skreślić) to gwarancja niezakłóconego trzaskania długich dystansów po okolicy 😎 To miejsce to też idealna miejscówka wypadowa na trasy północnej części Kotliny Kłodzkiej i trasę, o której za chwilę.

Rozgrzewka

Zanim ruszymy na dłuższą trasę, warto przekręcić nogi na nieco krótszym, ale nie mniej górzystym odcinku. Zwłaszcza, jeśli tuż pod nosem macie Polską wersję Paris-Roubaix – chyba nie muszę więcej namawiać.

Przejazd przez Srebrną Górę po brukowanej drodze i przy wiwatach tłumnie zebranych kuracjuszy zapewni Wam wrażenia jak na grand tourze. Ta trasa ma też swoje minusy. Przez jakieś 30% 50% 70% macie zagwarantowane trzepanie tyłka po łatanym latami (łatami) asfalcie, ale wynagrodzi Wam to kilka po prostu bajecznych odcinków drogi równej jak stół.

Sam podjazd na Srebrną Górę nie jest ani szczególnym wyczynem ani nie daje jakichś spektakularnych widoków. Warto natomiast podjechać pod samą twierdzę, do której prowadzi asfaltowa droga, równie stroma co dziurawa. Tylko nie róbcie tego w weekend, kiedy drogą pełzną pod górę tłumy ludzi z dziećmi.

Na górze jest równie niespektakularny widok co na dole, ale przynajmniej wjechaliście na sam szczyt 🙂

Twierdza Srebrna Góra

Drogę powrotną wytyczyłem tak, aby nie wracać główną drogą wojewódzką, a przynajmniej ograniczyć to do koniecznego minimum. Przy okazji możecie zahaczyć o piękny niszczejący pałac w Bożkowie.

Link do trasy Strava tutaj.

Danie główne

CHKO Broumovsko, bo o tym w zasadzie jest ten wpis, brzmi trochę jak nazwa jakiegoś klubu piłkarskiego. Nic bardziej mylnego, bo jest to obszar chronionego krajobrazu tuż za zachodnią granicą Kotliny Kłodzkiej, więc już po stronie Czeskiej. Od dawna patrząc na mapę, widziałem, że jakoś dużo tam zielonego. Dzięki temu, że jest to teren chroniony, to poza ruchem turystycznym koncentrującym się w okolicy Skalnego Miasta, ruch samochodowy jest znikomy. W ogóle ruch jest znikomy, przez całe 130km spotkałem ledwie kilku kolarzy.

Ale od początku, trasę zaczynamy jeszcze po Polskiej stronie, jadąc dolinką i równiutkimi asfaltami poza główną drogą. Wyjeżdżamy na chwilę w Tłumaczowie, po czym skręcamy na fantastyczny równiutki asfalt tylko dla rowerów prowadzący na stronę Czeską (są oznaczenia szlaku rowerowego). Wyjeżdżamy we wsi Šonov i kierujemy się na Broumov. Aby nie jechać główną drogą, kierujemy się na Meziměstí boczną drogą (w jednym miejscu gpx kieruje w ślepy zaułek, który nie chce się usunąć). Na rogu będzie knajpka z piwem i przegryzką, warto skorzystać zwłaszcza, że ze względu na bliskość do granicy można płacić w PLN (ale tylko gotówką). Następna taka okazja nie trafi się szybko.

Kierujemy się na region ze słynnymi skałami, zagęszcza się ruch turystyczny. Tutaj czeka nas krótki odcinek gravelowy, ale skoro moja Merida Reacto na 25mm oponie dała radę, to Wasze rumaki też dadzą. Plus jest taki, że mimo iż na mapie drogi w tym regionie są zamknięte ze względu na remont, spokojnie sobie poradzicie z przejazdem. A warto, bo zaraz za skałkami trafiamy na to:

Minus jest taki, że najlepsze serpentyny mamy na zjeździe, ale przecież nikt Wam nie broni podjechać ich jeszcze raz od drugiej strony 🙂 Za chwile odpoczniecie, bo następne kilkadziesiąt kilometrów mimo, że jest ładne i zielone, to nic wielkiego nie wnosi. Trafiamy do Police nad Metují, po drodze również możemy coś zjeść, wypić i zapłacić PLN. Piszę o tym, bo niestety sklepów i restauracji jest tam bardzo mało. A takich gdzie można zapłacić kartą lub PLN jest jeszcze mniej.

Dalej kierujemy się na Machov, piękny równy asfalt, lekko pod górę. Pierwotnie zakładałem powrót inną stroną, ale lokalsi twierdzili, że na granicy CZ-PL jest jakaś nowa droga asfaltowa. Zaryzykowałem więc i mimo, że goniła mnie burza, to był absolutny sztos.

Dobre 4 kilometry wijącej się lasem asfaltowej drogi, zero samochodów. Ze względu na walące za mną pioruny, jakoś nie zrobiłem tam ani jednego zdjęcia, więc musicie uwierzyć na słowo. Wyjeżdżamy w Karłowie, praktycznie pod Szczelińcem. Dalej track prowadzi droga stu zakrętów do Radkowa i potem do Piszkowic. Drogą stu zakrętów jechałem już wielokrotnie, ale nigdy w ulewnym deszczu. Zawsze musi być ten pierwszy raz, więc dojechałem totalnie przemoczony. Pierwszy raz w życiu miałem też wodę w oponie, nie wiedziałem, że to w ogóle jest możliwe. Całe życie się człowiek uczy. 🤷‍♂️

Link do trasy na Strava tutaj.

Czy warto?

Zdecydowanie warto. Niekoniecznie dokładnie moim szlakiem, bo ciekawych dróg jest tam wiele i spokojnie można z nich kombinować różne warianty. Są podjazdy ale takie nie za mocne, są widoki ale pewnie nie takie jak w Dolomitach. Jest za to relatywnie blisko i bezpiecznie, bez tłoku. Taki Czeski Sztosik jakich wiele 👌

Author

Jestem Adam, pasjonat rowerów i podróży rowerowych do najróżniejszych miejsc na świecie. Moim chlebem powszednim jest energetyka, a w wolnych chwilach kręcę na rowerze i robię zdjęcia. Chcę Was zainspirować do podziwiania świata z perspektywy dwóch kółek bez silnika.

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.